środa, 2 września 2015

10- Cenzura

"Fakty i mity"... Dziwny twór, który praktycznie nie powinien zaistnieć na polskim rynku prasowym.
Może w innych krajach Europy, może w USA, ale nie w katolickiej,  cofającej się w rozwoju i trzymanej w religijnym kagańcu  Polsce.
Gdzieś tam wysyła się sondy kosmiczne, bada atmosferę innych planet, florę i faunę rowu Mariańskiego, ktoś zostawia slad swoich butów na księżycu... możnaby tak długo wymieniać.
 A w Polsce..? Tu wierzy się w niepokalane poczęcie, zmartwychwstanie, chodzenie po wodzie, gadające krzaki...
 Polski ludek wchodzi w XXI wiek całując medaliki, modląc się do gipsowych figur i kiczowatych malowideł... P A R A N O J A..!!!

   Ale są tacy, którzy chcą aby tak właśnie było, bo wiedzą, że na ludzkiej ciemnocie i ślepym posłuszeństwie można zbić niezłą kasiorę.
  Kardynał, posiadacz  wielgachnych słuchów- wie że nadszedł czas by pokazać rogi.
Do głosu dochodzi cenzura, więc poddańczy i tchórzliwy RUCH pada na rachityczne kolana, tłucze pyskiem o glebę i cmokając kogo trzeba we wstydliwe miejsce- odmawia sprzedaży "Faktów i mitów".




9- Dzięki ci panie...

Spotkanie kończy się rozdawaniem autografów. ludzie podtykają do podpisu= co kto ma... książkę, bieżący numer  F i M.  Ja też czekam w kolejce. Jonasz nie odmawia.
Jeszcze tylko plik samoprzylepnych ulotek i zaczynam polowanie.
Amator cudzesów uzbrojony w mój aparat foto, tylko czeka.
Ale Jonasz wciąż jest oblegany... z kimś rozmawia... ktoś go zaczepia... pyta...
Upływają nerwowe minuty i wreszcie mam go..
Chodź ptaszyno... Stajemy obok siebie, Jonasz kładzie mi rękę na ramieniu...
  Na plecach czuję strużki potu.
 To zbyt wiele jak na jeden dzień
Dzięki ci panie.
I pomyśleć, że jeszcze rok temu wystarczyłby mi uścisk dłoni.


sobota, 29 sierpnia 2015

8- Spotkanie trzeciego stopnia...

Mijają tygodnie odmierzane piątkami...  Nadszedł pamiętny 1 września 2000r.
W planie miałam wizytę u córki... czeka tam na mnie półroczna wnuczka.
Na dworcu kupuje jedyną słuszną gazetę, czytam w pociągu i wysiadam nie docierając do celu.
 Radykalna zmiana planów.   Wnuczka nie zając- nie ucieknie.
Tymczasem dziś w Gd. Wrzeszczu- spotkanie z Jonaszem...
... O tak..! ten to może uciec.!



Gorączkowe przygotowania... włosy na wałki, książki Jonasza do torby (może zechce podpisać),  aparat foto na wszelki wypadek...
 Jestem podniecona jak nastolatka przed pierwszą randką... I gdzie u licha jest ulica Uphagena..?
   Jestem na miejscu... jest Jonasz z żoną, jest Piotr Ikonowicz... są i niepokorni, wątpiący- czyli MY.
Na sali brakuje krzeseł, niektórzy więc podpierają ściany...
Taka kupa ludzi się zebrała a ja sądziłam, że jestem jedyną czarną owca w Trójmieście.
Czas płynie, padają pytania, rozwija się dyskusja i ani minuty przerwy dla palaczy.  Litości..!!
   Do głosu dochodzi Piotr Ikonowicz, korzystam więc z okazji i ide na zbawiennego papierosa.
  Przy wejściu kręci się młodzian o figurze i urodzie Macieja Kuronia. prosi o cudzesa.
Dam, ale nie za darmo. Chcę fotkę z Jonaszem. "Ależ nie ma sprawy"- słyszę w odpowiedzi...
Jeden papieros jako zaliczka, drugi po wykonaniu zadania...




7- Jonaszem z ambony...

Moja kolejna, (nie wiem już która) wizyta u "Jerzego"- to niedzielna suma.
  Za ołtarzem znajoma twarz.. teraz już wiem, że ma na imię Andrzej.


I znowu JA w czarnym ubraniu, na stałym miejscu.... tylko w ławach- ludzi jakby więcej.
   Kapłan miłym głosem mówi o dekalogu, o tym, że ludzie chodzą do kościoła, przyjmują sakramenty... ale na co dzień łamią przykazania i na wszystko mają wytłumaczenie.
  Nawijał mądrze a ja chwytałam każde jego zdanie... Starałam się zapamiętać jak najwięcej.
To wydawało mi się dziwne.. jakieś  déjà vu ... Ja znam treść którą wypowie za chwilę,  wiem nawet  gdzie to czytałam.
   Nie czekam na koniec mszy- bo i po co..?
W domu wertuję drugą część Jonaszowych wyznań i znajduję na stronie 89...   E U R E K A..!
    Ks. Andrzej do swego kazania wykorzystał a właściwie wykuł na pamięć słowa Jonasza.. prawie półtora strony drobnym drukiem...
Oj robaczku niegrzeczny..!



piątek, 28 sierpnia 2015

6- To była długa przerwa...

Ostatnia niedziela sierpnia 2000r.
     Skwar  zepsuł mi cały spacer więc gdy mijam kościół - wchodzę...  To  zapowiedź chłodu zwabiła mnie w jego wnętrze. Trwa nabożeństwo...
      Kiedy ostatnio byłam na mszy..? - na ślubie Jolki- czyli  gdzieś tak za Gierka...!
 Organista daje z siebie ile tylko może (widać może niewiele).
W kościele pustawo...
       Patrzę na plecy wiernych, naiwnych, którzy przypominają mi rekrutów podczas  ćwiczeń..: Wstań,  klękaj, bij się w pierś.. a teraz siad... Czekałam na "aportuj"... może coś przegapiłam ?
Tłumek karny, oddany i nieliczny (34 osoby, czyli zero przecinek ileś tam procent człowieczka na jedno miejsce siedzące).
Widocznie sierpniowa plaża jest lepszym miejscem dla sopockiej owczarni... 


Stoję  z tyłu na wprost ołtarza i obserwuję młodego przystojnego księdza w zielonym ornacie...
Ciekawe o czym będzie nawijał..?
Celebra trwa... Trafiam wzrokiem na twarz kapłana i już wiem, że on też mnie zauważył.
   No cóż...Baba w czerni z rękoma w kieszeniach spodni, nie poddająca się musztrze... musi bić po oczach.
    W trakcie podniesienia- odwracam się na pięcie i nie czyniąc żadnych przewidzianych rytuałem gestów-  opuszczam świątynię...
   Jeszcze tam wrócę... jak będzie pustawo ...

Na wasze pustosłowie i nic nie znaczące gesty uodporniłam się  już dawno a dzięki książkom Jonasza lepiej poznałam waszą chciwość i obłudę...
   Teraz możecie mi skoczyć...  

 Hasta la vista mi sacerdote..!
 

czwartek, 27 sierpnia 2015

5- Obcym wstęp wzbroniony

Pełnia lata 2000r.  Mijam kościół  garnizonowy  św. Jerzego od smoka...
od jakiegoś czasu wejścia do plebani strzeże złowrogi, kilku-języczny napis... Robię kilka zdjęć...
Studenci z Wrocławia proszą o fotkę na tle tego dziwoląga... ja korzystam- przy okazji...
Bedzie coś dla mnie i dla Jonasza.. (Fi M nr. 27/2000)



4- Nareszcie...

     12 marzec 2000r... kolejny samotny spacer nad Bałtyk... Czas powiedzieć mojemu morzu, że zima była zbyt długa, pusta i smutna.... że seledynowa wiosna  już puka do drzwi...
      Mijam znajomy kiosk na Monciaku  a dziewczę o mało z okienka nie wypadnie..: "Proszę pani... już jest...dziś rano przywieźli..!"
       Nawet nie pytam o cenę ale o numer..Chcę wiedzieć ile przegapiłam...  Dzięki Bogu- jest to pierwszy numer.