piątek, 28 sierpnia 2015

6- To była długa przerwa...

Ostatnia niedziela sierpnia 2000r.
     Skwar  zepsuł mi cały spacer więc gdy mijam kościół - wchodzę...  To  zapowiedź chłodu zwabiła mnie w jego wnętrze. Trwa nabożeństwo...
      Kiedy ostatnio byłam na mszy..? - na ślubie Jolki- czyli  gdzieś tak za Gierka...!
 Organista daje z siebie ile tylko może (widać może niewiele).
W kościele pustawo...
       Patrzę na plecy wiernych, naiwnych, którzy przypominają mi rekrutów podczas  ćwiczeń..: Wstań,  klękaj, bij się w pierś.. a teraz siad... Czekałam na "aportuj"... może coś przegapiłam ?
Tłumek karny, oddany i nieliczny (34 osoby, czyli zero przecinek ileś tam procent człowieczka na jedno miejsce siedzące).
Widocznie sierpniowa plaża jest lepszym miejscem dla sopockiej owczarni... 


Stoję  z tyłu na wprost ołtarza i obserwuję młodego przystojnego księdza w zielonym ornacie...
Ciekawe o czym będzie nawijał..?
Celebra trwa... Trafiam wzrokiem na twarz kapłana i już wiem, że on też mnie zauważył.
   No cóż...Baba w czerni z rękoma w kieszeniach spodni, nie poddająca się musztrze... musi bić po oczach.
    W trakcie podniesienia- odwracam się na pięcie i nie czyniąc żadnych przewidzianych rytuałem gestów-  opuszczam świątynię...
   Jeszcze tam wrócę... jak będzie pustawo ...

Na wasze pustosłowie i nic nie znaczące gesty uodporniłam się  już dawno a dzięki książkom Jonasza lepiej poznałam waszą chciwość i obłudę...
   Teraz możecie mi skoczyć...  

 Hasta la vista mi sacerdote..!
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz